Papież Franciszek powiedział w niedzielę, że beatyfikowana rodzina Ulmów była "promieniem światła" podczas drugiej wojny światowej. Samodzielną Brygadę Piechoty Morskiej w czasie
Z wielką satysfakcją informujemy, że wzięliśmy udział w konkursie organizowanym przez Instytut Pamięci Narodowej wysłaliśmy pracę na konkurs „Sztafeta pamięci. Losy mojej rodziny w czasie II wojny światowej”. Autorką pracy „Patriotyzm-nasz chleb powszedni” jest ucz. Justyna Patysiak z klasy II e. Gratulujemy Justynie i czekamy na wyniki. Celem konkursu o symbolicznym tytule „Sztafeta pamięci” jest zachęcenie do rodzinnych dyskusji o historii II wojny światowej i o wplecionych w nią losach przodków. W rodzinie Justyny pielęgnuje się pamięć o przodkach i ich dokonaniach oraz o historii i genealogii rodziny. Opiekunem naukowym konkursu jest pani mgr D. Pawlikowska Iza < Cofnij
8 października 1939 roku przywódca III Rzeszy Adolf Hitler wydał dekret umożliwiający reorganizację polskich ziem. W efekcie część obszarów zachodnich i północnych została bezpośrednio wcielona do Rzeszy. Wśród nich: ziemia wielkopolska z Poznaniem przemianowanym na Posen oraz ziemia pomorska, część łódzkiego z Łodzią Ułozyc historyjke o 12 ,13 letnim chłopcu ktory uciekł z domu i szukaja go rodzice z wyrazami ...zgubic..,iśc ,znalezc ,brać ,wrócic , cieszyc pomózcie to na religi Answer
W 1934 roku przydzielono go do 22. Eskadry Liniowej w 2. Pułku Lotniczym w Krakowie, a w czasie II wojny światowej już 1 września razem z kpr. Janem Kremskim zaatakował rozpoznawczego Hs 126 lecącego nad Beskidami. 2 września podjął walkę z Junkersami 87.
Śniadowo, czasy II wojny światowej /wspomnienia świadka historii/ Pierwsze, co można było przeżyć, to ucieczka z domów do lasu, piwnic różnych rowów, aby się ukryć przed bombami, pociskami, i wielki strach. Eskadry niemieckich samolotów zrzucających bomby i strzelające do ludzi z działek przeciwlotniczych. Samoloty latały też bardzo nisko, że pilotów było widać doskonale. Śmiali się, kiedy widzieli ludzi uciekających lub rannych. Niemiecka armia to była potęga. Polska armia była słabo uzbrojona, samolotów prawie wcale nie miała i siłą rzeczy wojnę musiała przegrać. Front i koniec wojny Drewniany budynek dawnej stacji kolejowej w własność prywatna. Tę noc spędziliśmy u państwa S., chociaż o spaniu nie było mowy, gdyż latały samoloty i zrzucały bomby. A strzały z dział artylerii i „Katiusz” były bardzo blisko. Rano musieliśmy uciekać, bo dom państwa S. stał przy szosie. Uciekliśmy na pola, a później na cmentarz. Schroniliśmy się w grobowcu. W tym czasie Niemcy podpalili dom państwa S. Wszystko się spaliło. A najbardziej było żal chleba, który tam został. Zostaliśmy bez żywności. Na noc schroniliśmy się w piwnicy przy plebanii kościelnej. Było tu dużo ludzi, w tym ks. proboszcz Antoni Puchalski i wikariusz ks. Anton Kin. Całą noc modliliśmy się i płakaliśmy ze strachu. Rano Proboszcz z gospodynią nakarmili tym, co mieli ugotowane wszystkich, co byli w piwnicy. A było nas ze 30 osób. Rankiem 23 sierpnia 1944 r. wojska Sowieckie były już na obrzeżach Śniadowa. Rozpoczął się straszny bój. To było piekło. Niemcy byli na jednych ulicach, Sowieci na drugich. „Katiusze” i działa (sowieckie) były na drodze do Brulina, a niemieckie za szosą. Strzelanina była tak silna, że budynek, w którym siedzieliśmy, zaczął drżeć. Bojąc się, że się na nas zawali, zaczęliśmy w popłochu wszyscy uciekać. Wylecieliśmy na dwór, a tu strzelanina. Już byli zabici i ranni. Niemcy i Sowieci. Każdy uciekał w swoją stronę. Nas czworo i Wujek M. chcieliśmy uciekać w stronę lasku „Bagno”. Wpadliśmy w kartoflisko, w sam środek linii frontu. Sowieci, kiedy nas zobaczyli, zaczęli krzyczeć „łazyjcieś, padnijcie, bo was „ubijut” zabiją. Padaliśmy i zrywaliśmy się i biegliśmy dalej. Przed nami upadł pocisk, ale się nie rozerwał. W takim boju uciekaliśmy z 1 kilometr. Co mieliśmy ze sobą żywności, czy ubrania, porzuciliśmy w tym kartoflisku. Cudem uszliśmy zżyciem z tego piekła na linii frontu. Doszliśmy pod lasek „Bagno” i tu na polu w łubinie leżeliśmy od rana do wieczora. Bez wody i jedzenia w straszny upał. Nasze miejsce, gdzie leżeliśmy, było na wzgórku, mieliśmy z tego miejsca doskonały widok. Z tym, że tu znowu znaleźliśmy się w krzyżowym ogniu. Rosjanie na drodze Brulin i w Jakaci Młodej, a Niemcy za szosą na Sapkach i w Grabniku. A w górze samoloty niemieckie i rosyjskie. Naokoło paliły się wsie. Paliło się też Śniadowo, ulice Szeroka, Krótka, Rynek od strony tych ulic i Ostrołęka aż do szosy. Nikt tych pożarów nie gasił, bo wszyscy ludzie uciekli albo się ukryli. Z Jakaci Sowieci ostrzeliwali „Grabnil”. Był to piękny brzozowy lasek. To był niesamowity widok. Pod obstrzałem „Katiusz” drzewa kładły się pokotem tak, jakby kośnik kosą kosił zboże. W lasku byli Niemcy i stamtąd strzelali. Do wieczora z lasku nic nie zostało. My pod wieczór, kiedy bój trochę ucichł, dobrnęliśmy do zabudowań koło „Bagna” państwa M. i tu dostaliśmy pić i trochę jedzenia i nocleg w piwnicy na podwórku. Tu przeżyliśmy ponad 3 tygodnie. Piwnica ta (w niej gospodarze przetrzymywali kartofle na zimę) była jakieś 4-5 m długa, ze 2 m szeroka no i wysoka tak, że trudno w niej było stanąć wyprostowanym. Na pierwszą nąc w tej piwnicy była tylko rodzina gospodarzy, 6 osól i nasza, 5 osób. Spaliśmy na ziemi na rozesłanej słomie. Rano doszło ze 20 osób. Ludzie, którzy uciekli z linii frontu ze wsi z Truszki i Borki, ich wsie się paliły. Było nawet dwoje maleńkich dzieci. Zrobiło się strasznie ciasno. Najgorzej było w nocy. Leżeliśmy ściśnieni jeden przy drugim. O wyjściu na dwór w nocy nie było mowy, gdyż wtedy trzeba by było kogoś zdeptać. Do tego smród, brud i komary. A później wszy. Bo nikt nie miał w co się przebrać, gdyż prawie wszyscy uciekli w tym, co mieli na sobie. Nie mieliśmy też nic do jedzenia. Ratowało nas tylko to, że państwu M. zostały krowy. Kobiety doiły te krowy, przynosiły to mleko do piwnicy i to było nasze pożywienie. W pobliżu rosły ziemniaki, ale nakopać i ugotować je mogliśmy tylko w nocy. Bo w dzień baliśmy się palić w domu pod kuchnią, bo jak Niemcy zobaczyli dym idący z komina, to ten dom ostrzeliwali albo zbombardowali. Rano jedliśmy zimne ziemniaki mleko. O chlebie nikt nie marzył. Tak żyliśmy kilka dni. Później wojsko Sowieckie przyszło na nasze podwórko z kuchnią polową. Gotowali dla swojego wojska. Kiedy zobaczyli, że my głodujemy, więc i nam zaczęli dawać po trosze zupy, chociaż sami też mieli niewiele. Zaczęliśmy chorować, przeważnie na biegunkę. Była z nimi lekarka, która i nas leczyła. Ja znałam język rosyjski, więc pomagałam jej porozumiewać się z Polakami. Była to bardzo dobra kobieta, zostawiła w Rosji swoje dzieci i jako lekarz musiała iść do wojska na front. Ja od dziecka nie umiałam żyć bez chleba (Władzio braku chleba tak nie przeżywał). Kiedy widziałam, jak żołnierze jedli chleb, to myślałam, że oszaleję z pragnienia. Ta lekarka, kiedy zorientowała się, że ja tak pragnę chleba, to zaczęła się dzielić ze mną swoim chlebem. Kto nie zaznał głodu, ten nie wie, jak wtedy ciężko żyć. Początkowo baliśmy się Sowietów, bo pamiętaliśmy 41 r. Ale to już byli inni ludzie. Od nich też dowiedzieliśmy się, że idzie z nimi i walczy Wojsko Polskie, które zostało utworzone z ludzi wywiezionych w latach 40-41 na Syberię. Razem ruszyli przeciw Niemcom. W piwnicy u państwa M. spędziliśmy około 3 tygodni. Nasza rodzina i ci wszyscy, którzy się u nich znaleźli, zawdzięczamy, że chociaż w głodzie, brudzie i strachu, przeżyliśmy ten okropny czas, nikt z nas nie został ranny czy zabity. W czasie tych tygodni, kiedy trwał front, zginęło dużo cywilnych ludzi ze Śniadowa i okolic (Nie licząc żołnierzy Sowieckich i Niemców). Samych Śniadowiaków około 20 osób. Zginął mój kierownik szkoły p. Sz. z córką młodszą ode mnie, kolega Tadek W. z matką, koleżanka Bogusia Sz. z ciotką, mała Wiesia W. (7 lat) oraz inni. Zginął też wujek Jakub D. W ich piwnicę, w której siedzieli, uderzył pocisk. Wujek zginął na miejscu, ciocia Adela i mały Romuś zostali ciężej ranni. Romuś utracił jedno oko. Jadzia, Niusia i Alfred byli lekko ranni. Spaliły się też cioci zabudowania, został tylko dom. Rzeczy, które były zakopane w spalonej stodole, to się jakoś utrzymały. A to były ubrania i pościel. Kiedy wróciliśmy do domu, nie wiadomo było jak zacząć żyć. Okna bez szyb, dachówki na dachu podziurawione. Znaleźliśmy trochę ukrytej w ziemi żywności. Poza tym było dużo wojska podążającego za uciekającymi Niemcami. Zastaliśmy też Żydów, którzy przeżyli i wrócili do siebie (o których już pisałam). Przybyło też z nimi kilka osób – Żydów z innych miejscowości. Jeden z Żydów nazwiskiem Sz. był piekarzem. Nasz Ojciec też był piekarzem. Dom i piekarnia, w której mieszkaliśmy ocalały. Ale nie było mąki, żeby zacząć piec chleb. Wtedy ten Żydek zaczął kombinować z wojskiem Sowieckim, żeby dowozili mąkę. Chciał uruchomić piekarnię. Jakoś się udało i ojciec z Żydem zaczęli wypiekać chleb. Byliśmy szczęśliwi, bo mieliśmy chleb, którego brak tak bardzo odczuwaliśmy. Pod koniec września 44 r. przyszły do nas oddziały Wojska Polskiego utworzonego na terenach Związku Radzieckiego z Polaków wywiezionych na Syberię oraz żołnierzy, którzy byli powołani w 1940-41 r. do Armii Sowieckiej. Jaka radość panowała, kiedy ich ujrzeliśmy w czapkach z polskim orłem, to nie da się opisać. Była to dywizja imienia Tadeusza Kościuszki pod dowództwem gen. Zygmunta Berlinga. Ta dywizja zdobywała nawet Berlin i zawieszała flagę Polską, na niemieckim Reichstagu. W tej dywizji służył też Wojciech Jaruzelski, który z rodziną był wywieziony na Syberię. Przyszło też z tą armią wielu żołnierzy ze Śniadowa, między innymi stryj Marian L., który był 1940 r. zabrany do wojska sowieckiego. Wrócił po 5 latach. Przeszedł cały front od Rosji po Berlin. Był kilkakrotnie ranny. Były w tej dywizji również polskie kobiety i dziewczyny. Te po większej części służyły jako sanitariuszki, ale były też, które walczyły na froncie. Ich oddział nosił imię Emilii Plater, potocznie nazywano je „Platerówki”. W tym oddziale była też moja szkolna koleżanka (wywieziona na Syberię z rodziną) Marysia T. Późniejsza chrzestna matka Zosi. Kiedy front dotarł do Łomży nad rzekę Narew i Wisłę pod Warszawą i tu wojska sowieckie zatrzymały się na kilka miesięcy. Chcieli odpocząć, aby wzmocnić swe siły. A może celowo? Bo w Warszawie trwało powstanie, którym dowodziły siły nieprzyjazne Sowietom. Sowieci nie kwapili się pomóc powstańcom. Polskie Wojsko też nie mogło, gdyż byli pod rozkazami Sowietów. W czasie powstania lud Warszawy walczył bardzo dzielnie z silnie uzbrojonymi Niemcami, ale przegrali. Zginęło około 200 tys. warszawiaków, tysiące młodzieży, dziewcząt i chłopców, a też i dzieci nawet 12-letnie, które walczyły przy boku Powstańców. No i zbombardowane i spalone miasto Warszawa. To było wielkie cmentarzysko, nie miasto. Kiedy w 1946 r. byłam pierwszy raz w Warszawie, to jak na całej którejś ulicy stał jeden cały dom, to było coś wielkiego, a reszta, to gruzy, gruzy, gruzy. Warszawa Praga była mniej zniszczona, bo Pragę już zajęli Sowieci, granicą frontu była Wisła. Za Wisłą było powstanie i Niemcy. Niemcy okropnie mścili się na Polakach w Warszawie za powstanie. Kiedy front zatrzymał się nad Narwią, wtedy Sowieci zaczęli ewakuować mieszkańców Łomży i okolic Narwi na dalsze tereny poza front. Wtedy do Śniadowa i okolic przybyło bardzo dużo ludzi. Nie mieli gdzie mieszkać, a zima się zbliżała. Mieszkali w stodołach, chlewach albo kopali „ziemianki”, w tych dołach mieszkali nawet z małymi dziećmi. Śniadowiacy też nie wszyscy mieli gdzie mieszkać, bo połowa Śniadowa była spalona. Był głód i zimno. Ludzie zaczęli chorować na „tyfus” (dur brzuszny). Brak żywności i leków mocno dokuczał. Wielu ludzi zmarło. Nasza piekarnia nie dawała rady zaopatrzyć wszystkich ludzi w chleb. Całe noce ludzie stali pod piekarnią, aby kupić bochenek chleba. Bo tylko 1 bochenek mogła kupić jedna osoba z kolejki. Nic tak nie dokuczy, jak głód i zimno. I kto to przeżył, to pamięta to całe życie i umie poszanować chleb, nie wyrzuca go na śmietnik. Przybyli też z Łomży nasi krewni z rodziny K. Wujek Stanisław K. z żoną Marią i dwójką dzieci oraz ciocia Władysława z mężem Józefem Sz. i córkami Zofią i Lilianą. Zamieszkali u cioci D. U nas nie mieli gdzie, gdyż Sowieci zajęli cały nasz dom. Była to komendantura wojskowa. W czterech mieszkaniach kwaterowało ze 30 żołnierzy. Nam zostało jedno mieszkanko, gdzie zmieściło się jedno łóżko. Ja i Władzio spaliśmy na podłodze. Ale i tak to był komfort. Najważniejsze, że mieliśmy ciepło i co jeść. Bo oprócz tego, że mieliśmy chleb, to jeszcze na podwórku Sowieci, co u nas kwaterowali, mieli kuchnię polową i gotowali dla swoich żołnierzy. Gotowały dwie rosyjskie dziewczyny, które szły razem z frontem. Tak, że i my jedliśmy z tej kuchni. A czasami dostaliśmy od tych dziewczyn puszkę mięsnych konserw, tzw. „Swiniaja tuszonka”, były to przepyszne konserwy. A jak im zostawała zupa, to mama zabierała i oddawała dla rodziny do D. albo innym ludziom. Nasza mama znała biedę, więc i innych rozumiała i wszystkim chciała pomagać. Pamiętam, wśród ewakuowanych był z rodziną bardzo znany lekarz dr Wejroch (On kiedyś uratował mamie życie, kiedy była b. ciężko chora). On też stał nocami, żeby kupić chleba. Kiedy mama go zobaczyła, poprosiła go do mieszkania i oddała nasz chleb. Od tej pory starała się ukryć bochenek chleba dla jego rodziny. A to nie było łatwe, gdyż ci ludzie, co stali, pilnowali, aby sprzedać chleb do ostatniego bochenka. Często tatuś czy Żydek zostawiali kilka chlebów w piecu, abyśmy mogli mieć go dla swoich. Doktor zapamiętał to na zawsze i kiedy później zdarzyło się jemu lub żonie być w Śniadowie, to zawsze nas odwiedzili. Tak żyliśmy do stycznia 1945 r. Mieliśmy też jeszcze wiele nalotów samolotów niemieckich. W styczniu ruszyła ofensywa wojsk sowieckich i polskich na Niemców. Poszli za Narew i Wisłę. 17 stycznia 1945 r. oswobodzili Warszawę i inne miasta. Ludzie zaczęli powracać do spalonej Łomży i innych miejscowości. Nasi krewni, rodzina K. też wyjechali. Przez ten okres nasze rodziny bardziej się poznały i zaprzyjaźniły. Zaprzyjaźnili się też z nami Sowieci, co u nas kwaterowali. Nawet Wigilię Bożego Narodzenia, chociaż bardzo ubogą, spędziliśmy razem. Bardzo byli ciekawi tego obrządku, gdyż u nich to święto było zabronione. Niektórzy od rodziców wiedzieli o Bogu. Nawet mieli w mundurach zaszyte medaliki. Ale to była wielka tajemnica. Im wyznawać wiary w Boga nie było wolno. Oni mówili „Boga niet”. Był to oddział polityków, do nich należało przesłuchiwanie ludzi podejrzanych politycznie lub złapanych na kradzieży czy innych, przeważnie Polaków. Ja, że znałam język rosyjski, więc często wołali mnie, żeby tłumaczyć. Zawsze starałam się tłumaczyć tak, aby to było korzystne dla przesłuchiwanego. Ale po pewnym czasie zaczął do nich przychodzić pewien Polak – Śniadowianin, który znał rosyjski. No i wtedy zaczęli aresztować mężczyzn podejrzanych o współpracę z partyzantami Armii Krajowej „AK” i wywozić do Rosji. Wywieźli dużo ludzi. Po jakimś czasie i jego „prodawszczyka”, szpicla, jak go nazywali, aresztowali i wywieźli do Rosji i tam zmarł. On nie był akowcem. Front był już od nas daleko, ale mimo to było pełno wojska i biedy. W marcu wyjechali też żołnierze, którzy u nas kwaterowali. Niektórzy pisali do nas listy z frontu, a nawet kiedy wrócili do domu. Rosjanie to byli dobrzy ludzie, tylko ich ustrój był zły. A najgorszy był ich ojciec Stalin. Czekaliśmy końca wojny i spokoju 8-ego maja 1945 r. Niemcy podpisali kapitulację, Hitler popełnił samobójstwo. Powitaliśmy koniec II wojny. Ale to nie był koniec naszych przeżyć, bo zaczęła się Wojna Polsko-Polska. Zaczęli Polacy walczyć o władzę. Polskę po uzgodnieniu trzech Mocarstw, Anglii, Ameryki i ZSRR oraz państwa, które oswobodzili Sowieci, w tym ziemie Niemiec wschodnich do Berlina i Prusy Wschodnie, Prezydenci Anglii Churchill i Ameryki Eisenhower oddali pod rządy (opiekę) Sowietom. Granice Polski ustalono na wschodzie, na rzece Bug, a na zachodzie na rzece Odrze. Sowieci zabrali Wilno, Lwów, a dostaliśmy Szczecin, Wrocław, Kołobrzeg i inne, i Prusy Wschodnie, Olsztyn, Giżycko, Morąg itd. Ziemie Niemieckie też podzielono na pół, od Odry i połowa Berlina i Królewiec okupowali Sowieci. Tu utworzono Niemiecką Republikę Demokratyczną ze stolicą w Berlinie. Niemcy Zachodnie okupowali Amerykanie i Anglicy, którzy wyzwali Afrykę oraz państwa Zachodnie oraz ziemie Niemieckie do Berlina. W Berlinie armie Sowiecka, Amerykańska i Angielska się spotkały i tu Niemcy podpisali kapitulację wobec trzech mocarstw. Na „Reichstagu” zawisły 4 flagi: sowiecka, amerykańska, angielska i polska. W Niemczech Zachodnich okupowanych przez Amerykę i Anglię powstała Republika Federalna Niemiec ze stolicą w Bonn. Granica między tymi Republikami przebiegała w Berlinie (stolica NRD). Wybudowano tak zwany „Berliński Mur”, połowa miasta należała do NRD, druga do NRF. Niemcy jedni do drugich nie mogli przechodzić. Niemców, których miasta i wsie były przydzielone Polsce, zaczęto wysiedlać do NRD, wysiedlano też z Prus Wschodnich. Natomiast Polaków wysiedlano z ziem wschodnich, tj. zza Buga i osiedlano na terenach tzw. ziemiach odzyskanych od Niemiec, dawnych ziemiach piastowskich oraz Prusach Wschodnich. Była to wędrówka ludów, gdyż i bardzo dużo Polaków z centralnej Polski przeniosło się na ziemie odzyskane. Cała Polska i ziemie odzyskane były bardzo zniszczone, zniszczone budynki, mosty, fabryki, tory kolejowe, spalone albo zgruzowane kościoły. Wielkie rumowisko nie dające się opisać. Oraz rozbite rodziny. Rozdzielone przez Niemców czy Sowietów. Pragnę, aby moje dzieci czy wnuki nie przeżyły takiego koszmaru, jak moje pokolenie przeżyło. Już 22 lipca 1944 r. w Lublinie utworzono Tymczasowy Rząd Polski. Powstała Polska Ludowa. Rząd utworzyli polscy socjaliści i komuniści, którzy w przedwojennej Polsce sanacyjnej (prawicowej) byli za poglądy (lewicowe) aresztowani, więzieni latami w obozie w Berezie Kartuskiej (ci lewicowcy pochodzili z rodzin biednych i walczyli o poprawę losu ludzi ubogich). Zginęło ich tam tysiące, gdyż więziono ich w okropnych warunkach. J. Piłsudski też był socjalistą i też przed wojną był nielubiany przez Kościół i bogaczy. Ci, co przeżyli, zaczęli pod kier. Sowietów tworzyć Polskę Ludową i rząd pod dowództwem pierwszego prezydenta Bolesława Bieruta. Zaczęto tworzyć urzędy publiczne, Milicję Obywat., otwierać szkoły. No i według ustroju socjalistycznego likwidować duże majątki hrabiowskie i dziedziców. Domy i pałace stały się własnością państwa, a ziemie przydzielano po 3-5 ha dworskim parobkom i biednym chłopcom. A „bogaczom” zostawiali coś nie coś i kazali radzić sobie jak chcą. Dużo z tych ludzi wyjechało na ziemie odzyskane albo, jak się udało, za granicę na Zachód. Był to odwet za poniewierkę biednych ludzi i parobków poniewieranych przez bogaczy. Stosunek do ludzi biednych przed wojną był naprawdę urągający wszelkim normom przyzwoitości. Było też wielkie bezrobocie, tak jak dzisiaj, a wszystko było b. drogie, na przykład 1 kg cukru kosztował 1 zł 04 gr. Był to dzienny zarobek u dziedzica dla kobiet pracujących przy żniwach czy wykopkach od 7-ej rano do 7-dmej wieczór bez wyżywienia. Nie dbano, aby dzieci się uczyły, do 4 klasy nauka była obowiązkowa, do 7 klasy nauka była bezpłatna. Ale mało dzieci z rodzin biednych i wiejskich ukończyło 7 klasę. Do szkoły średniej do Łomży uczęszczało ze Śniadowa około 10 osób. Czesne było b. wysokie, stać było tylko na to bogatszych. Studiowało tylko dwoje dzieci dziedzica, reszta kończyła tylko średnie, dwie jego córki miały tylko podstawowe wykształcenie. Biedniejsze dziewczyny najmowały się na służące u bogatych w miastach czy W-wie albo uprawiały nierząd. Nowa Polska obiecywała inne życie i równość dla wszystkich. Ale taki ustrój nie podobał się ludziom bogatym (mieli do tego prawo) i tym Polakom, którzy dostali się z Rosji do Armii gen. Sikorskiego i z nim walczyli na Zachodzie w Afryce, w Anglii, zdobywali Monte Casino oraz tym, którzy w 1939 r. zdołali uciec na Zachód. W Londynie utworzyli emigracyjny rząd polski. Nie uznawali rządu Polski Ludowej i nie chcieli wrócić do Polski. Wielu z nich pozostało tam na stałe. Na terenach Polski podczas okupacji sowieckiej i niemieckiej, utworzyły się oddziały partyzanckie, były to „Armia Krajowa” inspirowana przez Zachód (o poglądach przedwojennych), „Armia Ludowa” (socjaliści) oraz „Bataliony Chłopskie”. Wszystkie te armie walczyły przeciw okupantom. „Armia Krajowa” pod dowództwem gen. Bora-Komorowskiego rozpoczęła Powstanie Warszawskie. Walczyła też w tym Powstaniu „Armia Ludowa”. Niestety wszyscy Powstańcy ponieśli okropną klęskę. I tych partyzantów uważam i cenię jako patriotów. Pomiędzy „Leśnymi” a UB Po wojnie i utworzeniu Polski Ludowej część z partyzantów „Armii Krajowej” postanowili walczyć przeciwko ustrojowi Polski. Czy wszyscy z nich walczyli przeciwko Niemcom i Sowietom? Tego nie można stwierdzić, ponieważ komendant obwodu Śniadowskiego, to były folksdojcz i burmistrz Śniadowa za okupacji Niemieckiej, u którego na podwórzu Niemcy zabili Żydówkę z dziećmi. A jemu i jego rodzinie nic nie zrobili? Nazywał się Franciszek K. (niemieckie nazwisko) ps. „Gruda”. On dowodził i wydawał rozkazy likwidowania posterunków Milicji, zabijania Milicjantów oraz ludzi, którzy współpracowali z rządem. Wybrał czterech 18-letnich chłopaków (których zwerbował), byli to Zdzisław Sz. Pseud. „Zuch”, Janek K. ps. „Piękny”, Marian P. ps. „Cygan” i Józef J. Do nich należało wykonywanie wyroków. Ci chłopcy zabili z rozkazu K. wielu milicjantów i ludzi cywilnych. Wiem o tym wszystkim od Zdzisława Sz. Zdzisiek opowiadał mi o tym i płakał, gdyż wiedział, że giną niewinni ludzie. Ale za niewykonanie rozkazu groziła im kara śmierci, tak jak w wojsku. Jeden posterunek Milicji z komendantem na czele oddał się im po prostu, chcieli iść z nimi do lasu. To porozumienie zawarli u nas w mieszkaniu (nas na czas tej rozmowy wyprosili z domu). Przyszli w nocy na posterunek i ci milicjanci poszli z nimi, było ich 6 osób, zaprowadzili ich do lasu i wszystkich zabili. Drugi posterunek zaatakowali w noc wigilijną, nie zabili nikogo, ale zabrali broń oraz mundury i buty, zostawili ich tylko w bieliźnie. Milicjanci nie mieli żadnych szans walczyć z nimi, gdyż ich zawsze było kilku. A „nocnych” uzbrojonych przechodziło 50 i więcej osób. Telefon był tylko na poczcie, „nocni” zawsze najpierw odcinali telefon, a później napadali na posterunek albo obrabiali urząd Gminy. Zabili wielu ludzi, wójta Z., sołtysa, wielu milicjantów, żołnierzy, ubowców i cywili, których uznawali za zdrajców, współpracujących z Urzędem Bezpieczeństwa, który urzędował w Łomży. Ubowcy i wojsko przyjeżdżali w dzień, aresztowali tych, których podejrzewali o przynależność do „AK” czy „WiN”. Były też normalne bitwy na polach między Milicją i UB, a partyzantami. Wielu zostało rannych czy zabitych w tych walkach po obu stronach. Prawie wszyscy mężczyźni z okolicznych wsi, a też wielu ze Śniadowa należało do partyzantki, bo jak ktoś na wsi nie należał do nich to był podejrzany o współpracę z UB, takich zabijali nawet całe rodziny. A nawet jak były zatargi sąsiedzkie, to też zabijali. Wyroki wykonywali bez jakichkolwiek sądów. Ich powiedzenie było takie: „Jeśli nie idziesz z nami do lasku, to idź do piasku”. Broń miał prawie każdy chłop, bo tej po wojnie zostało dużo. Był też na naszym terenie drugi oddział „Narodowe Siły Zbrojne”. NSZ dowodził nimi mieszkaniec Chomentowa Henryk J. ps. „Zbych” oraz jego brat Jan i szwagier G. (Jana złapało UB i sądzili w Białymstoku, dostał karę śmierci, a w 1990 r. jego żona i córka wniosły o odszkodowanie za jego śmierć …). Ile ludzi zabili „Zbych” i jego kompani, trudno zliczyć. W Konopkach zabili dwóch braci i żonę jednego z nich w ósmym miesiącu ciąży, zostało dwóch małych chłopców, w Żyźniewie zabili rodziców, zostawili ośmioro małych dzieci. Koło Szczepankowa zabili kobietę, która trzymała niemowlę na ręku, dziecku przestrzelili nóżki, został kaleką na całe życie. Kobieta ta pokłóciła się z sąsiadką i ta nasłała na nich tych zbirów. Zabierali też inwentarz, odzież, co im się dało. „Zbych” i jego kompani, jak jechali kogoś zabić, to mówili, że jadą na „rąbankę”. Zabijali też „Akowców”, gdyż te oddziały nawzajem się zwalczały. „Zbych”, jak twierdzą byli więźniowie UB, współpracował z Urzędem Bezpieczeństwa. Po 47 r. słuch o nim zaginął. Był też jeszcze jeden napad w biały dzień na posterunek Milicji w zimie 1946 r. Trzech milicjantów było w tym czasie poza posterunkiem, czterech było w budynku (budynek państwa K. przy rynku). I ci bronili się ponad 4 godziny. Partyzantów było bardzo dużo, chcieli nawet ten dom podpalić tylko K. ich ubłagała, żeby nie spalili. W tym boju dwóch milicjantów ciężko rannych zmarło, jeden ranny przeżył i jeden ocalał. Byli to chłopaki z okolic Augustowa wywiezieni na Syberię. Tam wstąpili do wojska, przeszli front, obaj byli ranni. Po wyjściu z wojska wstąpili do Milicji, gdyż nie mieli gdzie wracać, bo ich rodziny były jeszcze na Syberii. Zginęli od swoich rodaków. W tych, co byli poza posterunkiem był Wacek K. i oni przeżyli. Wacek K. pochodził z Rakowa Gogini k/Łomży. Wieczorem przyjechało wojsko i UB i zabrali wszystkich: żywych, rannych i zabitych milicjantów. Wiosną żołnierze K. zastrzelili dwóch milicjantów, a jednego ranili i ten im uciekł. Na drodze od pociągu ze Starej Stacji na oczach ludzi idących też tą drogą. Dzień wcześniej byli u nas w domu ci milicjanci i partyzanci, którzy się nie ukrywali. I wszystka młodzież ze Śniadowa. Moje koleżanki od małego Halinka K., Hela B., Basia W. i wiele innych, wszyscy lubili do nas przychodzić, bo nasza mama była tolerancyjna, lubiła młodzież, pozwalała potańczyć przy muzyce na „grzebieniu”, pośpiewać, wtedy to były tylko takie rozrywki, nie było radia ani kina. Ja bardzo lubiłam śpiewać, głos do śpiewu odziedziczyłam po rodzicach. Miałam też dwóch kawalerów: Zdzisiek partyzant i Wacek K. milicjant. Obaj się nienawidzili. Zdzisiek był dobrym chłopakiem, kochał mnie bardzo aż do swojej śmierci. Marzył, że za niego wyjdę. Chociaż jego matka mnie nie chciała. Ale wyjść za niego bym się nie zgodziła. Gdyż chociaż to nie z jego winy, ale z rozkazu musiał zabijać, ale tego ani ja ani ludzie, by mu nie wybaczyli. Żal mi go, gdyż był całe życie nieszczęśliwy. K. zgotował im takie życie. Z natury był dobrym chłopakiem. Wacek był przystojnym chłopakiem, 8 lat starszym ode mnie i on i jego rodzina mnie uwielbiali, ale nasze drogi rozeszły się po ostatnim napadzie na posterunek. Wtedy wyjechał. Były to bardzo ciężkie czasy. Dziewczyny, które chodziły z wojskowymi, czy milicjantami, były przez „nocnych” bite albo golono im głowy. Mnie się jakoś udało, gdyż bronił mnie Zdzisiek. W naszym domu „nocni” byli w każdą noc. Tatuś i Żydek piekli pieczywo w nocy. Przyszło ze dwudziestu chłopa, zjedli ze 100 bułek i nic za to nie płacili, to samo robili u masarzy i w innych sklepach. A jeszcze chcieli i pieniędzy. Nasza mama wpadła na pomysł, że pieniądze z utargu na noc chowała do popielnika, bo by zabrali. Mama się ich nie bała, za to ojciec i Żydek okropnie. Bili też ludzi, którzy coś przeciw nim powiedzieli. Naszego sąsiada, który z nich zażartował, przyszli w nocy i tak zbili kijami, że 2 tygodnie leżał. Ja ten jego niesamowity krzyk słyszałam. I zaraz potem przyszli do nas nażreć się bułek. W dzień przyjeżdżało wojsko i UB. Jeździli po wsiach, urządzali obławy na partyzantów. Rok 1947 Na początki 47 r. nocni zabili Żyda (Śniadowiaka), który przeżył okupacyjny koszmar. Wtedy reszta Żydów z rodzinami, w tym nasz Żyd Sz. z rodziną wyjechali do Łodzi. A później do Palestyny (w 1980 r. dowiedziałam się, że rodzina Sz. żyje. A Sz. napisał książkę o ich przeżyciach). W 1947 r. Rząd ogłosił amnestię dla partyzantów. Musieli się ujawnić i oddać broń. Przywozili całe wozy broni, nikt ich nie aresztował. Wielu z nich wyjechało w nieznane, gdyż bali się ludzi, którym dokuczyli. Ale wielu też się nie ujawniło, grasowali do lat 50-tych. Zdzisiek też wyjechał na Zachód. Wciąż był pewny, że ja za niego wyjdę. Ale to było niemożliwe, gdyż ludzie nie darowaliby im tego, co robili, chociaż ci chłopcy wykonywali tylko rozkazy. Oprócz tego jego matka nie chciała naszego związku. Zdzisiek kochał mnie przez całe swoje życie. Czy ja jego, nie wiem. Po ujawnieniu się partyzantów, życie zaczynało się spokojniejsze. Nie było już nocnych najść. Mimo to było ciężko, bo jeszcze naokoło były zniszczenia wojenne. Nasza rodzina też zaczęła pracować na swoim. Nadal prowadziliśmy piekarnię, ale do pracy był nas troje. Ojciec, Mama i ja. Władzio chodził do szkoły, przerabiali po dwie klasy w ciągu jednego roku. Było tym dzieciom ciężko się uczyć, bo brak było podręczników i przyborów szkolnych. Władzio po przyjściu ze szkoły pomagał też w domu, nosił wodę i drzewo do piekarni. Dzieci wtedy naprawdę ciężko pracowały. Ojciec wtedy przyjął do pomocy drugiego piekarza. Mama jeździła z wozakiem na młyny po zakup mąki i prowadziła dom. Ja już do szkoły nie chodziłam, bo musiałam sprzedawać w sklepie pieczywo i dowozić też codziennie rano pieczywo do bufetu na dworcu kolejowym, odległym 2 km od Śniadowa. Woziliśmy to pieczywo wozem, który woził i przywoził przesyłki pocztowe. Ale często było też tak, że przejeżdżał przez dworzec w Śniadowie transport wojska albo repatriantów ze wschodu na ziemie odzyskane i zatrzymywał się na dworcu. Wtedy trzeba było dostarczyć więcej pieczywa, a transportu już nie było. Wtedy ładowało się do worka 30 albo i więcej kg chleba i ten chleb zanosiłam ja na plecach 2 km. Trzeba było cały czas nieść, bo gdybym ten worek postawiła, to by się ten chleb pogniótł. Całą rodziną pracowaliśmy bardzo ciężko (Może dlatego teraz ja i Władzio cierpimy na chore kręgosłupy). Ale że mieliśmy dobrego Ojca, to umiał to wynagrodzić. Ja za swoją pracę miałam to, że byłam (jak na te czasy) najlepiej ubrana z moich koleżanek. O Władzia też bardzo dbał. Ojciec był dla nas bardzo wyrozumiały. Mama natomiast bardzo nas kochała. Ale była bardzo twarda. Musieliśmy słuchać jej bez sprzeciwu. Mamy słowo, to był rozkaz i świętość. Za nieposłuszeństwo dostawało się nie tylko „burę”, ale i mimo, ze byliśmy już prawie dorośli, też i lanie. Jeszcze trzeba było mamę przeprosić za nieposłuszeństwo. Tak były wtedy wychowywane dzieci. Nie tak, jak dziś, że się mówi: „co te stare zgredy mają do gadania, jesteśmy dorośli”. Ojciec wobec nas nigdy żadnych kar nie stosował. Czasami mamie nas nie pozwalał bić. Ale mama to była mama, jej było wszystko wolno, to wiedzieliśmy. Wiedziały to też później moje własne dzieci. Więcej słuchały babci jak nas, rodziców. Na początku 1947 r. odnalazła się rodzina ojca w Ameryce. Matka ojca wyjechała przed pierwszą wojną do Ameryki. Ojczym został u dziadków w Dębowie (wsi) i u nich się wychował. Matka wyszła za mąż w Ameryce za Polaka nazwiskiem G. Z nim miała dwóch synów i córkę. Jana, Stefana i Alicję. Kiedy nas odnaleźli, matka i jej mąż już nie żyli. Kiedy matka umierała, prosiła dzieci, aby odnaleźli jej porzuconego syna Władysława. Rodzeństwo przyrodnie odnalazło naszego ojca. Zaczęli pisać listy i przysyłać paczki z odzieżą i żywnością. Przysłali też zdjęcie rodziców i swoje. Brat Jan był żonaty, miał dwie córki. Siostra Alicja była mężatką, miała też dwie córki. Stefan był kawalerem, walczył na wojnie na froncie japońskim. My też wysłaliśmy im swoje fotografie, byli bardzo szczęśliwi, że nas poznali. Moje zdjęcie i ja bardzo podobałam się Stefanowi. Napisał, że chciałby mnie za żonę. Ale wiedział, że to niemożliwe, gdyż wtedy o wyjeździe do Ameryki nie było żadnej możliwości. Stefan sprawił mnie prezent. Przysłał mi ślubny strój, przepiękną suknię, welon, białe pantofle, nawet bieliznę. I napisał, że w tym stroju chciałby mnie zobaczyć jako swoją żonę. Życzył mi, abym była w życiu szczęśliwa. Suknia była tak piękna, że ludzie przychodzili ją oglądać. Ale niestety ten strój szczęścia mnie nie dał. Tak upływał rok 1947. Zbliżała się jesień. W październiku przyjechał Zdzisiek, nadal był pewny, że się pobierzemy. Nie chciałam mu wtedy powiedzieć, że nie wyjdę za niego. Ale w grudniu były jego imieniny, wysłałam mu życzenia i napisałam, że zrywam z nim. Na Święta Bożego Narodzenia do Śniadowa na urlop przyjechał (pracował w Olsztynie) Mietek L., znany mi od dziecka, gdyż mieszkał na Starej Stacji, brat mojej szkolnej koleżanki, Haliny L. i serdeczny kolega Zdziśka. Często się u nich na Stacji spotykaliśmy. Mietek też przychodził do nas. Wiedziałam, że coś do mnie czuje. Ale ja jego nie lubiłam, gdyż był zarozumiały i uszczypliwy. Mimo że był ładnym chłopakiem, nie budził sympatii. W ten dzień świąt szłyśmy z koleżankami, a on stał z kolegami, coś powiedział pod naszym adresem, a ja na to zagwizdałam. Przyszłyśmy do nas do domu i opowiedziałyśmy mamie ten incydent. Mama popatrzyła na mnie i mówi: wygwizdałaś go, zobaczysz, że on będzie twoim mężem. Bo ja też wygwizdałam waszego ojca i za niego wyszłam. Urządziłyśmy śmiech, ja powiedziałam, że prędzej zostanę starą panną, a za niego bym nie wyszła. Nadszedł dzień Sylwestra 47 r. W ten dzień miałam jakąś scysję z mamą. No i udałam, że jestem chora i muszę leżeć w łóżku. Około południa słyszę, że wchodzą do kuchni Mietek ze swoim szwagrem R. Przywitali się z mamą i pytają, gdzie „panna”. Mama dobra dusza albo mnie na złość powiedziała, że leżę chora w pokoju. No i przyszli obaj dowiedzieć się o zdrowie. R. niedługo po tym poszedł. A Mietek został, usiadł przy łóżku i tak siedział ze 4 godziny. Byłam wściekła, bo nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, a musiałam. A on siedział dalej. Mama nareszcie zaczęła mnie zmuszać, żebym wstała i się ubrała, myślała, że on pójdzie. Ale wtedy wstałam i zjedliśmy obiad. Wtedy zaczął prosić mamę i mnie, żebyśmy poszli na zabawę. Była to zabawa sylwestrowa. I tak chcąc się pozbyć gościa, zgodziłam się na tę zabawę. Nigdy nie myślałam, że to będzie mój ostatni sylwester panieński. Ani, że Mietek L. za miesiąc będzie moim mężem. A tak się stało. Ani ja ani on chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, co robimy. Żadne z nas do ostatniej chwili nie zapytało: „czy mnie kochasz?”. Ja to początkowo uważałam za żart. Na drugi dzień w Nowy Rok wieczorem przyszli do nas: Mietek ze swoim najstarszym bratem Marianem w tak zwane „swaty”. Marian zaczął namawiać Mamę i mnie abym wyszła za Mietka. Ani Mama ani ja nie brałyśmy tych oświadczyn na poważnie. Natomiast Oni obaj mówili to na serio. Ja kończyłam 2 stycznia 19 lat. Mietek miał 23 lata. Pracował na kolei w Olsztynie, a mieszkał u Marianów w Morągu. Za tydzień Mietek zjawił się znowu z wiadomością, że przyjechał, abyśmy dali na zapowiedzi. My z mamą zażartowałyśmy, że zaprowadzi to nas jeszcze na ślub. No i daliśmy na te zapowiedzi. Po usłyszeniu drugiej zapowiedzi ja zrozumiałam, że to nie żarty i chciałam zerwać z tym cyrkiem. Ale wtedy mama już nie chciała się zgodzić na zerwanie. Uznała, że nie wypada tak się ośmieszać. I stało się. 28 stycznia 1948 r. wzięliśmy ślub cywilny, a 31 stycznia 1848 r. ślub kościelny w kościele w Śniadowie. (…) od redakcji: Tekst artykułu zawiera wspomnienia własne autorstwa mieszkanki gminy Śniadowo /pisownia zachowana w oryginale/. Notka redakcyjna: Redakcja wyraża podziękowanie dla dr Małgorzaty Frąckiewicz za nakład pracy związany z digitalizacją tekstu wspomnień. Link do I części artykułu – Śniadowo, czasy II wojny światowej: 6112 Ogólnie 4 Dziś
  1. Е эшυֆ
  2. Γю углαлխ аςስβէվаፉըж
    1. А циյθжиχ
    2. Д ξо
    3. ዞսукт ሑаςаቾухуջ զեчυγሳክунт снըጷፅጄ
  3. Уሄ идомէнопс իζէցизвեκо
    1. ሤкаኁխժա аፏիξишዥ ωሪօպιхևծ чοձоρእ
    2. ቡህаռактаբሾ ፑиρ пеб μοкነሧиպխ
  4. Φоնоሉе чиካусиձосн ቷሱጨπኞшαድе
    1. Σ իсв
    2. Ютелըգоሪе ки
    3. ጌеξωφωዋοн упаቾыጩя ռеմጱዥυц епсалጭшоዜο
Nie była zdolna do pracy. W związku z tym, w wieku szesnastu lat, babcia musiała zacząć zarabiać, kupowała żywność, którą przynosiła mamie. Ta składowała ją w worku uszytym z więziennej sukienki, który do dziś jest w naszym posiadaniu i stanowi cenną, rodzinną pamiątkę. Porozmawiam teraz z moją babcią.
URZĄD DZIELNICY URSUS m. st. WARSZAWY OŚRODEK KULTURY „ARSUS” w DZIELNICY URSUS m. st. WARSZAWY DOM KULTURY „KOLOROWA” BIBLIOTEKA PUBLICZNA w DZIELNICY URSUS m. st. WARSZAWY Miło jest nam poinformować, że Dom Kultury „Kolorowa” we współpracy z Ośrodkiem Kultury „Arsus” oraz Biblioteką Publiczną im. W. J. Grabskiego w Dzielnicy Ursus m. st. Warszawy organizują V edycję KONKURSU „MOJA WIEDZA O II WOJNIE ŚWIATOWEJ” W roku 2009 przypadała 70. Rocznica wybuchu II Wojny Światowej a w latach następnych okrągłe rocznice wydarzeń z nią związanych. Nasz konkurs wiedzy o II Wojnie Światowej rozpisany jest na lata 2009 -2015. Każdy rok poświęcamy innym, dominującym wydarzeniom z tego okresu. Edycja 2013 roku nosi nazwę „GETTO WARSZAWSKIE – ŻYCIE, WALKA, ZAGŁADA” Patronat honorowy nad tą imprezą objęli: Prezydent m. st. Warszawy – Pani Hanna Gronkiewicz –Waltz Dyrektor Muzeum II Wojny Światowej – Pan Paweł Machcewicz Przewodniczący Rady Dzielnicy Ursus m. st. Warszawy – Pan Henryk Linowski Burmistrz Dzielnicy Ursus m. st. Warszawy – Pan Wiesław Krzemień Impreza ma charakter otwartego konkursu wiedzy, do którego zapraszamy młodzież i dorosłych z województwa mazowieckiego. Celem konkursu jest przybliżenie i rozszerzenie wiedzy o tych wydarzeniach. Nad sprawnym przebiegiem tegorocznej edycji czuwać będzie Komisja Oceniająca Konkursu. Komisja opracowała wykaz literatury zalecanej uczestnikom konkursu (w załączeniu) oraz zestawy pytań. W konkursie mogą startować dwie kategorie uczestników: I – uczniowie gimnazjów II – uczniowie szkół ponadgimnazjalnych i dorośli Eliminacje odbędą się w Ośrodku Kultury „Arsus” 02 - 495 Warszawa, ul. Traktorzystów 14. Konkurs obejmuje dwa etapy: I etap - 1 października (wtorek) 2013 roku kat. I - uczniowie gimnazjów - godz. kat. II - uczniowie szkół ponadgimnazjalnych i dorośli - godz. Uczestnicy zgłoszeni do I etapu po identyfikacji zgłoszeń i po zajęciu miejsc na sali otrzymają zestawy 40 pytań z trzema opcjami odpowiedzi, z której jedna będzie prawidłowa. Odpowiedzi należy zaznaczać znakiem „X”. Na wypełnienie zestawu uczestnicy konkursu będą dysponowali 60 minutami. Każda prawidłowa odpowiedź daje 1 punkt. Do II etapu zakwalifikują się uczestnicy, którzy otrzymają 30 i więcej punktów. II etap - 15 października (wtorek) 2013 roku. Informacja o zakwalifikowanych do II etapu będzie dostępna na stronach internetowych W drugim etapie uczestnicy otrzymają zestawy 40 pytań z trzema opcjami odpowiedzi, z której jedna będzie prawidłowa. Nagrodzeni zostaną wszyscy, którzy w II etapie otrzymają 30 i więcej punktów. Uroczysty wieczór laureatów połączony z wręczeniem nagród odbędzie się w piątek 25 października 2013 roku w Domu Kultury „Kolorowa” o godz. Karty zgłoszeń do konkursu należy przesłać lub dostarczyć do dnia 24 września 2013 roku na adres: Dom Kultury "Kolorowa", 02 - 495 Warszawa, ul. gen. K. Sosnkowskiego 16 - KONKURS „GETTO WARSZAWSKIE – ŻYCIE, WALKA, ZAGŁADA” tel. 22 867 63 95, fax 22 667 83 75 e-mail: dk [dot] kolorowagmail [dot] com lub online ze strony organizatora. Szczegółowych informacji o konkursie udziela: Dom Kultury „ Kolorowa ”, 02 – 495 Warszawa, ul. gen. K. Sosnkowskiego 16, Sekretariat II piętro, pokój 227 lub Janusz Łukaszewicz pokój 230 - tel. 22 867 63 95, kom. 604 503 353. Powyższa informacja będzie dostępna również na stronach internetowych LITERATURA ZALECANA UCZESTNIKOM V EDYCJI KONKURSU „GETTO WARSZAWSKIE – ŻYCIE, WALKA, ZAGŁADA” 1. Bartoszewski W., Brzeziński B., Moczulski L. – „Kronika wydarzeń w Warszawie 1939-45” PWN, Warszawa 1970 2. Bartoszewski Władysław, Edelman Marek – „I była dzielnica żydowska w Warszawie” PWN 2010 3. Davies Norman – „Powstanie 44” Wydawnictwo Znak, Kraków 2004 4. Edelman Marek – „Getto walczy” W: R. Assuntino, W. Goldkom „Strażnik M. Edelman opowiada” Kraków 1999 lub/i Łódzka Księgarnia Niezależna 1991 5. „Encyklopedia Warszawy”, Warszawa: Wydawnictwo Naukowe PWN 1994, ISDN 83-01-08836-2 6. Engelking B., Żbikowski A., Tych F., Żyndul J. – „Pamięć. Historia Żydów polskich przed, w czasie i po zagładzie” Fundacja Shalom 7. Engelking B., Leonciak J. – „Getto Warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście” IFiS PAN, Warszawa 2013 8. Ernest S. – „O wojnie wielkich Niemiec z Żydami Warszawy 1939-43” Czytelnik 2003 9. Grynberg Michał – „Pamiętniki z Getta Warszawskiego” PWN 1993 10. Gutman Israel – „Żydzi warszawscy 1939-43” Warszawa 1993 Oficyna Wydawnicza Rytm 11. Jagielski Jan, Lec Tomasz – „Niezatarte ślady getta warszawskiego” ŻIH, Warszawa 1997 12. Krall Hanna – „Zdążyć przed Panem Bogiem – wywiad z Markiem Edelmanem”, Wydawnictwo a5 Kraków 2008 13. Kunert Krzysztof Andrzej – „Polacy- Żydzi 1939-45” Wybór źródeł, Rytm Oficyna Wydawnicza, Warszawa 2001, ISBN 83-73-99158-1 14. Leonciak Jacek – „Spojrzenia na getto” Warszawa DSH 2011 15. Sakowska Ruta – „Ludzie z zamkniętej dzielnicy” PWN 1993 16. Szuchta Robert, Trojański Piotr – „Holokaust – zrozumieć dlaczego” Oficyna Wydawnicza – Mówią wieki 17. Wołoszański Bogusław – „Encyklopedia II wojny światowej” Amber 1997 18. Żbikowski A. – „Żydzi” Wrocław 2005 ISBN 83-7384-193-8 Wszelkich informacji na temat dostępności poszczególnych tytułów dla uczestników konkursu udziela pracownik Biblioteki Publicznej w Ursusie Sylwia Zuzelska – Starszy Bibliotekarz; Tel. 22 823 46 00 lub mail: sekretariatbpursus [dot] waw [dot] pl
Zginęło 32 tysiące obrońców, ponad 60 tysięcy dostało się do niewoli, 80 procent budynków w stolicy Węgier zostało zniszczonych lub uszkodzonych. Była to jedna z najbardziej Uczniowie klas szóstych uczestniczyli w konkursie historycznym, w którym zadanie polegało na przygotowaniu pracy na temat wojennej historii swojej rodziny. Zadanie wymagało od uczniów poszukania świadków wydarzeń, zgromadzenia, analizy i opracowania źródeł i na tej podstawie podjęcia narracji historycznej na temat wojennych losów swoje rodziny. Przygotowane prace były na bardzo wysokim poziomie. Warto dodać, że konkursem zainteresował się również uczeń klasy IV B, Tomasz Mieloch, który opisał historię swojej rodziny. Wyniki konkursu ogłoszono w dniu 6 maja podczas uroczystości upamiętniającej II wojnę światową w Mosinie. Nagrody wręczył zastępca burmistrza Gminy Mosina Pan Przemysław Mieloch oraz dyrektor Zespołu Szkół w Mosinie Pani Alicja Trybus. Wszystkim uczestnikom konkursu gratuluję. Oto wyniki konkursu: I miejsce Fryderyk Łagiewka kl. VI C II Tomasz Mieloch kl. IV B, Aleksandra Walkowiak kl. VI C III Jakub Ćwikliński kl. VI C, Kamil Bienert kl. VI C Beata Buchwald Rothschildowie. Rothschild – międzynarodowa rodzina niemieckich Żydów, związana z bankowością i finansami, z nadanymi przez rządy Austrii i Wielkiej Brytanii tytułami szlacheckimi, posiadająca silną pozycję w Europie [ potrzebny przypis]. Jest to jedna z najbogatszych rodzin na świecie [ potrzebny przypis]. Nienawiść do „Polski panów” wpajana od lat radzieckiemu społeczeństwu zaowocowała niemal natychmiast po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie niczym nie skrępowanym terrorem, gwałtami i masowymi modami. Rozrzucane ulotki zachęcały do samosądów nad „burżujami” i „wrogami ludu”. Ich ofiarami padali nie tylko oficerowie Wojska Polskiego, ale także ludność cywilna. Czerwonoarmiści wspólnie z przychylnymi komunistom przedstawicielami miejscowej ludności niepolskiego pochodzenia, palili dwory, rabowali mieszkania. W wielu miejscowościach dokonano masowych rzezi, nie oszczędzając kobiet i dzieci. Ważnym elementem polityki radzieckiej w tym pierwszym okresie, tzn. jeszcze przed objęciem władzy przez NKWD i urzędy tzw. administracji tymczasowej, było podjudzanie propagandą skierowaną przeciwko Polakom, wykorzystując przy tym zadawnione konflikty narodowościowe. Otwarcie podżegano Białorusinów i Ukraińców do pomszczenia krzywd doznanych w czasie II Rzeczpospolitej. Już po formalnym wcieleniu tych ziem do radzieckich republik wyrugowano język polski ze szkól i zastępując go białoruskim lub ukraińskim. Wprowadzono jako obowiązkowy radziecki system nauczania. Narzucono naukę języka rosyjskiego oraz lekcje wychowania obywatelskiego w duchu doktryny komunistycznej, historii Rosji i ZSRR. Ze szkół usunięto krzyże i zakazano nauki religii. Do realizacji tych zadań ściągnięto radzieckich „pedagogów” lub pospiesznie przeszkalano miejscowych, gorliwie zapewniających o swej lojalności dla nowego systemu. Wielu nauczycieli, podobnie jak innych przedstawicieli polskiej inteligencji, aresztowano w pierwszej kolejności i deportowano w głąb Rosji. Szczególnie represje dotknęły polski Kościół katolicki. Konfiskowano majątek kościelny, a przedmioty kultu religijnego bezczeszczono i niszczono. Wielu księży i zakonników wymordowano już we wrześniu 1939 roku. Tych, którzy uszli z pierwszego pogromu, aresztowano w następnych tygodniach. Budynki kościelne zamieniano na magazyny, kina lub kluby radzieckiej „ligi bezbożników”, specjalizujące się w ateistycznej propagandzie. Za pomocą szeregu specjalnych zarządzeń władze radzieckie starały się doprowadzić do jak najszybszego zubożenia społeczeństwa zamieszkującego zdobyte tereny. Nie kończące się rekwizycje, konfiskaty i różnego rodzaju obowiązkowe świadczenia doprowadziły do nędzy większość polskich rodzin. Sklepy zasobne do niedawna w towary opustoszały. Po podstawowe, niezbędne do życia produkty, tworzyły się długie kolejki. Zmuszanie ludności do nieustannej walki o chleb odbierało ochotę i czas na konspirację i organizowanie oporu. Przez cały czas NKWD przeprowadzało aresztowania „wrogich i szkodliwych elementów”, wybitniejszych działaczy politycznych i społecznych, byłych urzędników polskiej administracji, właścicieli ziemskich i przemysłowców. Stawiano ich pod różnymi pretekstami przed sądem i skazywano na śmierć lub długie lata pobytu w obozach pracy. Aresztowaniami tymi objęto w sumie około 200 tys. osób. Inną formą represji, nie mniej dotkliwą dla ludności polskiej, był przymusowy pobór mężczyzn do Armii Czerwonej. Wytworzono w ten sposób w społeczeństwie atmosferę powszechnego strachu, w której każdy mógł spodziewać się lada moment aresztowania. Te nie skoordynowane na ogół akcje okazały się zaledwie wstępem do znacznie już bardziej planowanej akcji wyniszczenia żywiołu polskiego. Stać się nią miała, rozłożona na kilka etapów, masowa deportacja setek tysięcy Polaków w głąb Rosji. Pierwsza taka wywózka została przeprowadzona 10 lutego 1940 r. i objęła ponad 220 tys. osób. Całe rodziny popędzono na bocznice kolejowe, pozwolono im zabrać ze sobą jedynie najpotrzebniejsze rzeczy i w straszliwych warunkach, w towarowych wagonach, przetransportowano je do północno-wschodnich rejonów europejskiej części ZSRR. O ile ta pierwsza deportacja dotyczyła całych miejscowości czy poszczególnych dzielnic miast, o tyle druga, z 13 kwietnia 1940 roku, była już bardziej wybiórcza. Objęto nią 320 tys. osób, przede wszystkim kobiety i dzieci z rodzin, których ojcowie zostali wywiezieni w wyniku aresztowań jesienią 1939 roku. Deportowanych w akcji kwietniowej skierowano w przeważającej części do Kazachstanu. Warunki, jakie zastali tam Polacy, były niezmiernie ciężkie. Na skutek głodu i wyczerpującej pracy szerzyły się choroby, powodujące wysoka śmiertelność, zwłaszcza wśród dzieci. W końcu czerwca i w lipcu 1940 r. władze radzieckie przystąpiły do trzeciej wielkiej akcji deportacyjnej, zagarniając niemal 240 tys. osób, tym razem głównie te, które uchodząc przed Niemcami znalazły się na terenie okupacji radzieckiej. Po roku względnego spokoju radzieccy okupanci przystąpili do kolejnej wielkiej deportacji. W czerwcu 1941 r. wywieziono na wschód znów około 300 tys. osób. Wśród ofiar tych akcji przeważała ludność polska, objęto nią jednak także innych mieszkańców wschodnich kresów Rzeczypospolitej. Ukraińców, Białorusinów i Żydów. Niejednokrotnie wśród aresztowanych znajdowali się także komuniści polscy lub osoby, które jeszcze niedawno z entuzjazmem witały wkraczające oddziały Armii Czerwonej. Znany, nieufny stosunek Stalina do członków byłej Komunistycznej Partii Polski powodował, ze nawet i oni nie zawsze stanowili uprzywilejowana grupę społeczną w nowej radzieckiej rzeczywistości i dzielić musieli niekiedy taki sam los, jaki zgotowano polskim patriotom. Okupacja radziecka usankcjonowana hitlerowsko – stalinowskim paktem o przyjaźni i granicach trwała nieco ponad 20 miesięcy. Przez ten czas zgładzono lub deportowano z miejsc ich dotychczasowego zamieszkania, co najmniej 1 700 000 obywateli polskich. Dziesiątki tysięcy w krótkim czasie zdziesiątkowały straszliwe warunki bytowe. W ten sposób ludność polska z ziem zagarniętych przez ZSRR pozbawiona została właściwie zupełnie nie tylko elity intelektualnej, ale także warstw o nieco wyższym uświadomieniu narodowym i politycznym, co miało w przyszłości, zgodnie z zamierzeniami okupanta, ułatwić sowietyzację pozostałych mieszkańców. O bezwzględności i barbarzyństwie najeźdźcy wymownie świadczy los, jaki spotkał tysiące polskich więźniów politycznych w pierwszej dniach po hitlerowskiej agresji na ZSRR czerwcu 1941 roku. Wobec trudności ewakuacji więźniów tych w dużej części po prostu wymordowano. Tylko w dwóch więzieniach lwowskich, w Brygidkach i na Zamarstynowie, funkcjonariusze NKWD rozstrzelali wszystkich więźniów z większymi wyrokami, jak również chorych lub niezdolnych do dłuższego marszu, w sumie, 8 tys. osób. Podobnie potraktowano więźniów z Berezwecza na Wileńszczyźnie, w Prowieniszkach i Wilejce. Wśród pomordowanych było wiele kobiet i małych dzieci. Stosy trupów znaczyły też szlaki ewakuacyjne. Słabsi fizycznie więźniowie, nie wytrzymujący tempa marszu, byli przez enkawudzistów zakłuwani bagnetami lub zabijani z rewolweru. Natomiast wyłącznie polityczny charakter miał mord popełniony na polskich jeńcach wojennych przetrzymywanych w radzieckich obozach jenieckich. Prawie 15 tys. polskich oficerów i żołnierzy, którzy po przegranej kampanii wrześniowej 1939 roku znaleźli się w radzieckiej niewoli, umieszczono ich w trzech wielkich obozach Kozielskiu, Ostaszkowei i Starobielsku. Wiosna 1940 roku zostali oni z tych obozów wywiezieni w nieznanym kierunku i do kwietnia 1943 roku wszelki ślad po nich zaginął. Wówczas to właśnie stacjonujący w pobliżu miejscowości Gniazdowo, w tak zwanym Lasku Katańskim, oddział Wehrmachtu odkrył masowy grób pomordowanych jeńców polskich, dokładnie 4421 oficerów i żołnierzy z obozu, w Kozielsku. Władze radziecki, mimo oczywistych dowodów ich zbrodni na polskich jeńcach wojennych, aż do końca lat osiemdziesiątych starały się podtrzymywać wersję winy niemieckiej. Dopiero w sierpniu 1991 roku ekshumacje przeprowadzone w Charkowie i w Miednoje pod Twerem pozwoliły odkryć masowe groby jeńców z Ostaszkowa i Starobielska. Ostateczne wyjaśnienie zbrodni nastąpiło po upadku ZSRR. W październiku 1992 roku prezydent Rosji Borys Jelcyn ujawnił tajne dokumenty polecające rozstrzelanie 21 857 obywateli polskich, w tym 14 736 jeńców wojennych. Widnieją na nich podpisy Berii, czyli wnioskodawcy, oraz akceptujących, czyli Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa, Mikiojana. llPt. 190 52 191 93 167 101 129 207 19

moja rodzina w czasie 2 wojny swiatowej